Nie wszyscy widzieli więc pokazuję jeszcze raz. Karolina z bloga Żyj Kochaj Twórz poprosiła mnie abym napisała coś dla jej czytelników. Powstał tekst pisany wieczorem prosto z serducha…dlatego miło mi będzie jak przeczytacie i zostawicie kilka słów.
P.S. Zdjęcia z ostatnich sesji 😉
Gdybym miała podać dokładną datę kiedy to wszystko się zaczęło, nie wiem
czy umiałabym ją określić co do dnia. Marzyć i planować lubiłam od
dawna. Choć wiem, że marzenia czasem wykluczają realne plany. A plany
często weryfikowane są przez życie. Należę jednak do osób bardzo
upartych! Wszystko naprawdę zaczyna się w naszej głowie. Tylko od nas
zależy czy z pomysłem, który pojawi się nagle i nieoczekiwanie coś
zrobimy. Uparcie wierzę, że pozytywne myśli przyciągają pozytywne
zdarzenia. Że to czy coś sobie odpowiednio zwizualizujemy kiedyś się
spełni.
Fotografią i pięknymi zdjęciami interesowałam się od zawsze. Pstrykałam,
ale nie miałam czasu na obróbkę. Zawsze coś lub ktoś było ważniejsze.
Aż do momentu kiedy stwierdziłam, że ja też powinnam być szczęśliwa. Co
nie znaczy, że nie byłam. Potrzebowałam czegoś co będzie tylko moje, co
nie pozwoli mi się zagubić między obiadem, prasowaniem, praniem,
zmienianiem pieluch. Mam ogromne szczęście, że mogę być w domu z Zosią
na wychowawczym i jeszcze większe, że mój mąż, któregoś dnia powiedział:
Teraz czas na spełnianie Twoich odkładanych marzeń.
Tak się zaczęło. Zrobiłam kilka sesji znajomym. Poszłam na warsztaty.
Kupiłam nowy obiektyw. Szukałam inspiracji. Przeglądałam strony czy
tutoriale. Otaczałam się fotografią każdego dnia, bo to dawało mi
pozytywną energię. „Kradłam” każda minutę jak tylko Zosia miała
popołudniową drzemkę aby moje zdjęcia nabierały tego czegoś. Nie
zniechęcałam się. Założyłam sobie, że to ma być pasja, przyjemność a nie
forma zarobku. Nie można nastawiać się tylko i wyłącznie za wszelką
cenę na zysk. Ja chcę aby moje zdjęcia pokazywały świat takim jakim ja
go widzę na co dzień. Uwielbiam to uczucie, gdy po sesji piszecie do
mnie lub dzwonicie. Jak cieszycie się. Wasz uśmiech daje mi wiarę, że to
co robię ma sens. Że zatrzymane chwile będą z Wami na dłużej.
Nie wiem co jeszcze szykuje dla mnie
los. Każdego dnia dostaję od życia niespodzianki. Dawno temu wymarzyłam
sobie biurko. Swoje własne. Małe, klasyczne. Powiedziałam o tym któregoś
dnia mężowi, ale nawet do głowy mi nie przyszło, że na naszych
czterdziestu paru metrach można coś jeszcze z tym zrobić. Po kilku
dniach miałam je pod oknem. Pachnące nowością, stylem retro.
Teraz wiem, że nie wolno odkładać marzeń na potem. Na jutro. Trzeba o
nich głośno mówić i działać. Zaczynać od małych rzeczy. Stopniowo.
Wytrwale. To one doprowadziły mnie do tego miejsce gdzie moja pasja jest
moją pracą i firmą. Gdzie wreszcie czuję, że nabieram powietrza. Tu zza
swojego, a nie korporacyjnego biurka!