Już Wam chyba to mówiłam – marzenia są po to aby je realizować. Nie wystarczy czekać. Nic nie dzieje się samo z siebie. 10 lat temu pracowałam w Londynie kilka razy. Zakochałam się w tym mieście. Mogłam godzinami chodzić ulicami, patrzeć na ludzi, szukać ciekawych miejsc. Któregoś dnia zobaczyłam jak przed jedną z galerii stoi kolejka do wejścia. Pomyślałam, że być artystą, który wisi na ścianie tak historycznego budynku to musi być coś. Taka jedna mała myśl. Wtedy nawet w snach nie widziałam siebie jako fotografa. Nie wiedziałam jaka będzie moja dalsza droga tuż po studiach. Zawsze wydawało mi się, że nie da się do końca pogodzić pasji i pracy. Dziś wiem, że bardzo się myliłam.

Uparcie wierzę, że pozytywne myśli przyciągają pozytywne zdarzenia. Tak było z tamtą. Już wtedy zwizualizowałam sobie to pragnienie, które w miniony weekend było namacalne i realne! To jedno marzenie stało się rzeczywistością: na jednym z największych konkursów fotograficznych moje zdjęcie zostało wyróżnione. Muszę pisać coś więcej? Razem z przyjaciółmi od razu zarezerwowałam lot. Ulice Londynu nawet na dwa dni były na wyciągnięcie ręki. Tym razem również z obowiązkowymi przystankami fotograficznymi jak wystawa Sony World Photography Awards w pięknym Somerset House, czy klimatyczna kamienica w dzielnicy Soho w której znajduje się Photographers Gallery z uzależniającą księgarnią – wiadomo z jakimi książkami! Tak tak jedną musiałam zabrać do domu 😉

Myślałam, że nic już mnie nie zaskoczy w tym mieście, które znam jak swój Kraków. A jednak China Town okazało się miejscem gdzie czuje się niesamowity klimat z naprawdę przepysznym jedzeniem! Oczywiście takie miasta nie miałyby zupełnie sensu bez ludzi. Z każdą podróżą utwierdzam się z przekonaniu, że znalazłam swoją fotograficzną ścieżkę, bo portretowanie – nawet niespodziewane i z ukrycia – sprawia mi najwięcej przyjemności. A chyba o to właśnie w życiu chodzi – aby wiedzieć co kocha się najbardziej!