Lanzarote

Kanaryjska wyspa Lanzarote oczarowała nas prawie każdym swoim zakątkiem. Zaskakujące jest to, że na tak stosunkowo mała powierzchnię, kryje ona w sobie wielką różnorodność. Już na następny dzień wypożyczyliśmy samochód na cały tydzień aby jak najwięcej zobaczyć. Nie lubimy cały dzień leniuchować na plaży czy na basenie. Musimy się przemieszczać 😉 i nacieszyć się tym co tutaj inne i piękne. Tym razem postanowiliśmy zaufać i wybrać się razem z biurem podróży – pierwszy raz. Tui zaskoczyło nas na plus. Miejscowość w której się zatrzymaliśmy to Puerto Del Carmen – 15 minut od lotniska więc bardzo blisko ale lądujące samoloty wcale nie są uciążliwe a wręcz stanowią swojego rodzaju atrakcję przelatując tuż nad głowami gdy siedzi się na plaży.

Mieszkaliśmy w hotelu Beatriz Playa&Spa , który możemy polecić z ręką na sercu i dla samotnie podróżujących jak i całych rodzin. Pokoje przestronne, duża łazienka oraz balkon z widokiem na baseny i plażę. Obsługa na wysokim poziomie. Jedzenie zawsze świeże i smaczne, choć nie ukrywam, że opcja all in jest dość niebezpieczna 😉 Dużo atrakcji w ciągu dnia i wieczorem: jak animacje dla dzieci, na basenie czy pokazy tańca i koncerty. Plaża zaraz przy hotelu razem z siłownią na powietrzu oraz placem zabaw. Nasz plan dnia sprawdził się idealnie: rano po śniadaniu wyruszaliśmy przed siebie do miejsc, które chcieliśmy zobaczyć. Potem powrót na lunch i relaks w basenie. Popołudniu spacer na plaży czy w okolicy lub przejażdżka rowerem The Flistones. Kolacja i atrakcje w hotelu. Nie było miejsca na nudę! Temperatura na wyspie była bardzo przyjemna: 26-29 stopni z idealnym wiatrem we włosach! To miejsce wiecznej wiosny więc o każdej porze jest tu ciepło, choć słyszeliśmy od lokalnych mieszkańców, że pewnej zimy było 12 stopni…tak tak co to przy naszych minusowych temperaturach ale pamiętajcie, że na wyspie nie ma czegoś takiego jak ogrzewanie, które u nas wystarczy włączyć 😉 Na mapie zaznaczyłam Wam miejsca gdzie zawędrowaliśmy. Kilka z nich odwiedziliśmy kupując w pierwszej kasie łączony bilet na 6 największych atrakcji na wyspie (dla dorosłego to ok 30 euro, dzieci do lat 7 za free).

Mirador Del Rio

Zacznę od miejsca, które zachwyciło całą naszą trójkę. Ten bajeczny punk widokowy z prawie 500 metrowej skarpy, z której widać małą wyspę La Graciosa. Znajduje się tu ciekawa restauracja z wielkimi przeszklonymi oknami, które symbolizują patrzące oczy. Widok na szmaragdowy ocean zapiera dech w piersiach. Można po prostu stać i patrzeć przed siebie.

Arrecife

To stolica wyspy. Najbardziej zamieszkałe miasto na wyspie z portem. Odwiedziliśmy tu Muzeum Sztuki Współczesnej gdzie zobaczyliśmy obrazy szanowanego lokalnego artysty jakim był Manrique. To właśnie jemu wyspa zawdzięcza obecny spójny wygląd. Artysta dążył do zachowania tradycyjnego budownictwa idealnie współgrającego z natura i krajobrazem. Dlatego na Lanzarote nie zobaczycie wielkich kolorowych bilbordów, ale na pewno zauważycie ruchome rzeźby tzw Wind Toys.

Jardin De Cactus

Duży okrągły krater, który został zagospodarowany na uroczy kaktusowy ogród. Zobaczymy tu różnego kształtu i koloru gatunki od tych najmniejszych 2 centymetrowych po wielkie drzewa osiągające wysokość prawie 20 metrów! Całość dopełniają kamienne ścieżki czy młyn.

Jameos Del Aqua

To jaskinia, która zlokalizowana jest we wnętrzu jednego z najdłuższych wulkanicznych tuneli. Jej nazwa pochodzi od małego naturalnego jeziorka w który żyją niezwykłe gatunki między innymi ślepych białych krabów o wielkości 1 cm. Klimat ma tutaj także audytorium o wyjątkowej akustyce, która robi wrażenie podczas koncertów.

Cueva De Los Verdes

To niesamowita część tunelu uformowanego podczas erupcji wulkanu. Do zwiedzania dla turystów dostępna jest cześć około kilometra. Zdecydowanie musicie to zobaczyć na własne oczy wybierając się na Lanzarote. Zejście stromymi zejściami wgłąb wyspy to coś niesamowitego zarówno dla dorosłego jak i dziecka. Nie macie się co martwić, że zabłądzicie bo idzie się grupą z przewodnikiem. Jest w tym podziemnym tunelu jedna niespodzianka…ale o tym ciiiiii…

Timanfaya – Montana Del Fuego

To miejsce, które przenosi nas w kosmiczną część wyspy. Powstało w wyniku erupcji wulkanu, który przez ok 6 lat wypluwał na powierzchnię ziemi lawę. Park można zwiedzać tylko podczas zorganizowanych wypraw autobusów. Krajobrazy są niczym z księżyca czy marsa. Ma się wrażenie, że to zupełnie obca planeta. Temperatura zaraz pod powierzchnią wynosi 100 stopni a 10 metrów pod już 600! Dlatego niebezpieczne jest wysiadanie z autokaru i zwiedzanie na własną rękę (zatrzymaliśmy się już wyjeżdżając z obszaru parku aby zrobić kilka zdjęć w tym krajobrazie). Przy takich temperaturach można podziwiać „anomalie geotermiczne”: woda wlewana w wydrążone dziury wystrzeliwuje w formie gejzerów, a siano włożone między skały w kilka sekund rozpala się w ognisko.

Salinas de Janubio

To ogromne solne ekologiczne ogrody, założone by zapewnić zapas soli do konserwowania poławianych ryb. Patrząc na nie z wzgórza mamy wrażenie, że to jedna wielka plansza do gry o różnych kolorach.

El Golfo

W tej miejscowości znajdziemy popularne zielone jeziorko z oceaniczną wodą, które znajduje się na powierzchni krateru otwartego na ocean. Jego kolor to gromadzący się i żyjący w nim plankton. Zaraz przy jeziorku można wyjść na wyżej położoną skarpę z której mamy widok na zatokę z łodziami, klify i miasteczko. Nic dziwnego, że kręcili tu kilka filmowych scen, bo wszystko razem daje spektakularne widoki! Jezioro warto zobaczyć, ponieważ wielu naukowców twierdzi, iż ze względu na zmiany klimatyczne akwen zniknie bezpowrotnie już za kilka lat.

Playa Blanca

W tej miejscowości znajdziemy kilka popularnych plaż jak Papagaya, Flamingo czy Dorada. Są one położone w zatoczkach między skalistymi klifami, chroniącymi od wiatru. Cały teren to rezerwat, więc za wjazd samochodem pobierana jest opłata w wysokości 3 euro. Niedaleko warto też podjechać pod aktywną latarnię Pechiguera Lighthouse.

Haria

Jeżdżąc po całej wyspie zastanawialiśmy się czy są tu miejsca typowo zielone. I trafiliśmy na tą miejscowość nazwaną Doliną Tysiąca Palm – chyba nie musze tłumaczyć dlaczego 🙂 panuje tu wilgotny mikroklimat. Niedaleko jest najwyższe wzniesienie na całej wyspie Pena Del Chache (670 metrów).

Caleta De Caballo

Trafiliśmy tu jadąc po prostu przed siebie. To mała, urokliwa wioska na północno-wschodnim wybrzeżu. Zamieszkuje ją zaledwie 126 mieszkańców! od razu czuje się tu inny, spokojny klimat. Jakby czas zwolnił i zatrzymał się. Na tęczowej ławce pośród sieci rybackich 🙂

Puerto Calero

To ekskluzywny kurort z portem. Od razu widać tu bogactwo poprzez o wiele więcej zieleni czy kwiatów wzdłuż długiej promenady. Zdecydowaliśmy się tu zaszaleć i…..udać się w podróż łodzią podwodną 30 metrów na dno oceanu. Jak w piosence oczywiście yellow submarine zachwyciła nas w ostatni dzień pobytu. Rybki pływające na wyciągnięcie ręki, wrak pirackiego statku i kolory to coś wartego przeżycia.

Famara Beach

Tak jak zaczęłam tak i skończę. tego miejsca nie było na naszej mapie. Pojawiło się bardzo spontanicznie. Po prostu jechaliśmy przed siebie. To co zobaczyliśmy dosłownie odebrało nam mowę. Plaża Famara jest niesamowita. Szeroka, piaszczysta. Z jednej strony otoczona skalistym wzgórzem a z drugiej uroczym miasteczkiem. To właśnie tu zdecydowaliśmy się….na naszą rodzinną sesję! Wierzę mocno, że świat zawsze daje nam odpowiednie wskazówki i tak jak trafiłam na lokalną fotografkę Tiję, która mieszka na pobliskiej wyspie, tak wiedziałam, że to właśnie tu (i na Mirador) chcemy zatrzymać nasze chwile, by mieć cudowną pamiątkę z kolejnej wspólnej podróży!